Przyjęło się uważać, że świecąca od ponad dwóch dekad triumfy Rumuńska Nowa Fala narodziła się w próżni, ale to nieprawda. Nie byłoby tej niezwykle płodnej kinematografii, gdyby nie Lucian Pintilie, reżyser polskim widzom praktycznie nieznany. Teraz ten zapomniany mistrz, będący ofiarą komunistycznej cenzury, jest odkrywany na nowo, a przegląd na festiwalu Transatlantyk to pierwsza okazja do spotkania z jego najważniejszą twórczością. Twórczością, która dziś zaskakuje na każdym kroku. Pintilie ma wyjątkowy dar do łączenia ze sobą trudnych do pogodzenia cech. W jego wnikliwym spojrzeniu na rumuńską przeszłość i teraźniejszość obecna jest gawędziarska werwa, Cioranowski pesymizm i czarny jak smoła humor i groteska.
Urodzony w 1933 w Taurtyne w południowej Besarabii (dziś należącej do Ukrainy) twórca nie miał łatwego startu. Studiował na Państwowym Uniwersytecie Dramatu i Filmu I. L. Caragiale w Bukareszcie. Był godnym następcą patrona tej uczelni, jednego z najważniejszych rumuńskich dramaturgów. Wystawiał z powodzeniem sztuki Shawa, Frischa, Gogola, Czechowa, przemycając w nich wątki komentujące coraz bardziej przygnębiającą rzeczywistość komunistycznego reżimu. Miał na pieńku z cenzurą, która szczególnie krytycznie przyglądała się jego pierwszym próbom filmowym. Rekonstrukcję zdjęto z ekranów wkrótce po premierze w 1970 r. na polecenie samego Nicolae Ceauşescu.
Więcej o zmarłym 16 maja 2018 r. reżyserze na stronie festiwalu Transatlantyk, który w lipcu zaprezentuje retrospektywę jego twórczości